Z pracoholizmem, tak jak z większością uzależnień behawioralnych, jest co najmniej kilka problemów. Pierwszym (i najpoważniejszym) jest brak podstaw do oficjalnego rozpoznania. Zarówno klasyfikacja DSM jak i ICD stwierdza, że „istnieje brak jednoznacznych dowodów”, które wskazywałyby bezpośrednio na istnienie takiego zaburzenia. Część klinicystów stawia roboczo diagnozę pracoholizmu, jednakże formalnie, rozpoznanie uzależnienia od czynności (behawioralnego) można przypisać uzależnieniu od
gier komputerowych (czy szerzej od Internetu) i hazardowi. Poniżej postaramy się nieco wgłębić w naturę samego psychologicznego uzależnienia od pracy.
Pracoholizm charakteryzuje się wszystkimi tymi kryteriami, które można przypisać każdemu uzależnieniu. Jedyną różnicą między nim a nałogami substancjonalnymi (np. alkoholizm, palenie papierosów, narkotyki) jest zastąpienie substancji pewną formą aktywności. Ten podstawowy model nałogu czynnościowego pozwala na rozpoznawanie różnych form zaburzeń związanych z zachowaniem np. seksoholizm, uzależnienie od masturbacji, zakupoholizm itd.
Podstawowymi objawami pozostają: poczucie przymusu, poczucie utraty kontroli, szkodliwość, zaniedbywanie alternatywnych źródeł przyjemności, wzrost tolerancji i objawy odstawienne. A zamiast zażywania czy przyjmowania określonego pobudzającego, mamy pewną czynność: seks, zakupy czy właśnie pracę. W pracoholizmie najpowszechniejsze jest uczucie przymusu pracy. Praca staje się bardzo szybko centrum całego życia, czymś niepodważalnie najważniejszym, co konsumuje cały wysiłek energetyczny w ciągu dnia. Rozpoznaje się te zaburzenie zarówno u kobiet jak i u mężczyzn, choć według niektórych badań szczególnie narażeni są na nie osoby prowadzące własną działalność gospodarczą, tzw. własny biznes.
Być może wytłumaczyć to można prostą zależnością, że w większości przypadków, gdy ktoś zakłada małą firmę czy działalność, z której żyje, zazwyczaj stanowi ona jego/jej pasję (rodzinna restauracja, klimatyczna mała kawiarnia z ciastem, niewielki zakład krawiecki, czy przede wszystkim sfera usług – prawnik, fryzjer itd.). Oczywistym jest, że kiedy interesujemy się naszą pracą, łatwiej jest się od niej uzależnić. Spędzamy w niej coraz więcej czasu, racjonalizujemy to jak bardzo praca nas pochłania (bo trzeba zarabiać pieniądze, bo przejęłam firmę od rodziców więc nie mogę doprowadzić do jej upadku). Racjonalizacji i usprawiedliwień jest bardzo wiele.
Tym co wydaje się moim zdaniem najbardziej w pracoholizmie niebezpieczne to nie nawet podstępny
charakter tego zaburzenia (który potrafi kształtować się naprawdę latami) ale właśnie gotowa racjonalizacja, która za nim stoi. Pewna wymierna społecznie korzyść. Proszę zauważyć – nie mamy problemu jako społeczeństwo „potępiać” alkoholików za ich picie, które przynosi same straty (służba zdrowia, problemy w rodzinie). Tak samo nie powoduje to oporu wewnętrznego, żeby nazwać młodego człowieka, który tygodniowo spędza 60 godzin na granie w gry, uzależnionym od grania. Widzimy od razu negatywne skutki takich behawioralnych właśnie uzależnień. Przypadek pracoholizmu jest inny. Inny jest też jego społeczny odbiór. Jak można krytykować człowieka za to, że pracuje? Przecież to dobrze, nie?
No właśnie niekoniecznie. To sytuacja bardzo podobna do seksoholizmu. Komuś z zewnątrz może wydawać się, że życie z seksoholikiem jest super. Partner nigdy się nie nudzi i jest zawsze zadowolony i seksualnie zaspokojony. No właśnie nie. Zazwyczaj to partnerzy przyprowadzają seksoholika do leczenia. Dlaczego? Bo seks kompulsywny ma bardzo mało wspólnego z tym seksem jakiego większość z nas pragnie. Tak samo jest z pracoholizmem.
Osoby, które miały te doświadczenie pracy z kimś uzależnionym na pewno potwierdzą, że czym innym jest przebywanie z osobą pasjonującą się swoją pracą, a czym innym współpraca z kimś, kto panicznie musi wszystko robić perfekcyjnie i projektuje swoje masowe lęki na całe otoczenie.