Na temat miłości każdy chyba ma jakiś pogląd. Jedni uważają, że nie istnieje, inni, że istnieje ta jedyna, a jeszcze inni mówią o niej dopasowanie bądź chemia. Nienależnie od tego czy w samą miłość „wierzymy” czy też nie, większość ludzi pozostaje zgodna co do tego, że jednak mamy to do siebie, że łączymy się. Zazwyczaj poprzez nawet chwilowe, ale jednak zakochanie/zauroczenie. Wielu zastanawia natura właśnie tej chwili – tego ulotnego stanu fascynacji, kiedy jedna osoba z wielu, angażuje nasz umysł i serce. Jak to się dzieje, że przysłowiowo ktoś „wpada nam w oko”. Czy to my wybieramy na podstawie jakiego ukrytego rachunku logicznego taką a nie inną osobę, czy może wybór został dokonany już kiedyś wcześniej za nas?
Jak to w psychologii bywa, część środowiska opowiada się za pierwszą strategią wyboru partnera, a część za drugą. Reprezentanci bardziej nazwijmy to „świadomego” ujęcia zagadnienia opierają się przede wszystkim na psychologii ewolucyjnej i procesach poznawczych. W skrócie, według tych przedstawicieli, istnieje w miarę kompletna i oczywista lista cech preferowanych przez obie płcie. Koncepcja ta nosi nazwę teorii doboru naturalnego partnerów heteroseksualnych. Ogólnie mężczyźni w myśl tej teorii preferują kobiety wierne, o wyraźnych cechach sugerujących zdolność reproduktywną, a kobiety poszukują mężczyzn o wyższym statusie społecznym w swojej grupie, takim który zdolny jest zapewnić byt i bezpieczeństwo swojej partnerce jak i potomstwu. Takie ogólne ramy wspierane są przez indywidualne procesy poznawcze, które konstruują rzeczywistość. Co to znaczy? W danej chwili, gdy spotykamy powiedzmy „tego jedynego” nasz umysł wytwarza (a więc konstruuje) wiele myśli: czy mi się podoba, co mogę wnioskować o jego charakterze, jakie zagrożenie jest związane z tym konkretnym człowiekiem, ale też jakie są moje szanse na związek z nim itd. Efektem końcowym jest ocena i decyzja – jeśli umysł uważa, że kandydat jak najbardziej nadaje się na partnera, angażujemy się w rozmowę i próbujemy weryfikować wstępną tezę o „dobrym” wyborze tej osoby.
Jako zupełne przeciwieństwo istnieje pogląd na nieświadome odgrywanie przymusu powtarzania w związkach. Przymus powtarzania to pewien wzór wchodzenia w relacje i sposób w jaki człowiek próbuje otrzymać od drugiego człowieka miłość. Zwolennicy strategii opartej na nieświadomości twierdzą, że w dużej mierze nasze życie psychiczne podlega nieświadomym wpływom konfliktów wewnętrznych. Jednym z takich obszarów konfliktowych jest tworzenie relacji romantycznych, mający początki w głębokim kompleksie Edypa. To jak poradziliśmy sobie z pierwszą próbą utrójkątowienia najważniejszych relacji w naszym życiu, będzie miało wpływ na to, jakich partnerów do tego życia zapraszamy. Przykład – jeśli nigdy nie przepracowałem nieświadomego poczucia zazdrości wobec jednego z rodziców i ciągle konkuruję z drugim o uwagę i miłość tego pierwszego (choć zupełnie nieświadomie) to wybiorę takiego partnera, który aż symbiotycznie przywrze do mnie, tak że nie będę się musiał obawiać o utratę jego miłości. I na tej zasadzie tworzy się dość klasyczna para niezależnej silnej kobiety i podporządkowanego i cichego partnera. Teoria mówi, że ludzie tacy niejako podświadomie się wyczuwają, ich psychika rozpoznaje się w tłumie i przywiera do siebie na zasadzie koluzji.
Niezależnie jaki model jest nam bliższy: czy świadomy wybór oparty na twardym rachunku prawdopodobieństwa i analizie „za i przeciw”, czy nieświadome odgrywanie tego samego wzorca relacyjnego, miłość pozostaje zagadnieniem tak skomplikowanym jak sens życia, wartości czy samotność. Możemy szukać odpowiedzi na te kwestie w różnych nurtach i naukach, ale znaczenie jakie im nadajemy, zależy jedynie od nas samych.